Parę lat temu babcia Ka podarowała mi walizkę. Mimo to jeszcze długo na służbowe wyjazdy pakowałam się do starego plecaka. Po piaszczystych p-skich poboczach nie dałoby się ciągnąć walizki na kółkach. Zaczęłam jej używać dopiero po przeprowadzce do W-wy.
Walizka hałasuje, turkocze na kostce brukowej, na schodach ruchomych wydaje charakterystyczny wizg, ludzie się oglądają. Wymusza specyficzną postawę, sztywną i wyprostowaną. Pod obstrzałem spojrzeń trzeba uważać, żeby nie wypaść z roli, nie stracić powagi. Z walizką czuję się inna.
Parę lat temu kolega z pracy dostał od żony walizkę bardzo podobną do mojej. Przedtem używał dużej torby na ramię i twierdził, że z walizką wyglądałby śmiesznie, ale szybko się przyzwyczaił.
Po jakimś czasie zauważyłam, że walizka kolegi zaczęła wydawać dziwne dźwięki. Zgrzytała, piszczała, jęczała, jakby miała się zaraz rozpaść.
– Co się z nią dzieje? – zapytałam.
– Nie wiem. Coś się chyba psuje.
– Wiesz – powiedział tydzień później – przeczytałem instrukcję obsługi.
– O, i co?
– Dowiedziałem się, że po trzydziestu trzech kilometrach odpadną mi kółka.
02.06.2011 | 2:11
Walizka potrafi określać człowieka. Pannę To ktoś miał kiedyś rozpoznać po niewielkiej walizce w szkocką kratkę. My awansowaliśmy do grona Dorosłych otrzymawszy w prezencie ślubnym Walizkę z Cielęcej Skóry. Latami stała na szafie, jako pojemnik na różne rzeczy. Wyjeżdżaliśmy z plecakami. Walizka zaś zostawała w domu. A kiedy zaczęliśmy bywać za granicą (P. służbowo), walizka okazała się za stara, za ciężka, za wielka i kompletnie nieporęczna. Niedługo potem wylądowała w garażu w roli pojemnika na pluszaki dzieci. P. dostał nową walizkę od babci Ka (z tworzywa, na kółkach i z wyciąganą rączką – jednym slowem – całkowicie moderną. Kiedy parę lat temu robiliśmy porządki w garażu trafiliśmy na naszą ślubną walizkę. Pluszaki zostały rozdane, a walizka pogrzebana na trawniku w P-nie za garażem. P. posiał na miejscu jej pochówku świeżą trawę. Potem zaś przyszedł zły D-ni od handlu matbudami, zabrał nam część ogrodu- także to miejsce, gdzie była pochowana walizka i przykrył betonowymi płytami.Walizka z Cielęcej Skóry żyła 28 lat.
02.06.2011 | 7:26
Przepraszam za oftopika, ale to jest silniejsze ode mnie: po portugalsku mala sem alça (walizka bez ucha) to określenie okropnego nudziarza.
02.06.2011 | 11:13
Oj, coś mnie tknęło, że uchwyt walizki to rączka, a nie ucho. Niech zostanie mi ta anatomiczna zmyłka wybaczona.
03.06.2011 | 8:02
Bywają walizki z uchami – wówczas, gdy rączka przekształcona jest w długie uchwyty. Ale dlaczego nudziarz? Czy ma to jakiś głębszy podtekst, czy też to tylko takie powiedzonko?
03.06.2011 | 1:11
Chyba chodzi o odczucie, że nie ma jak sobie z czymś poradzić. Powiedzonko, powszechnie używane.
04.06.2011 | 8:16
Spotkałam jakiś czas temu taką nudziarę. To rzeczywiście trochę jak walizka bez ucha/rączki (NB – walizki starego typu, jak Walizka z Cielęcej Skóry [mamrot, piękna historia!], mają przecież właśnie ucha). Siedzi, nudzi, nijak sobie nie poradzisz.
A teraz pakuję swoją walizkę, z rączką, i wyjeżdżam na kilka dni. Służbowo i będę miała sporo roboty, ale za to do Hiszpanii, którą zawsze chciałam zobaczyć.
22.05.2012 | 3:30
A kiedyś, gdy z JF jechaliśmy tramwajem, gdzieś przy placu Zawiszy wsiadła starsza pani z (raczej) wnukiem. Walizka JF leżała na specjalnym miejscu w tramwaju. Leżała i odbijała czerwienią słońce, jakie padało na nią przez panoramiczne szyby.
– Patrz, taką walizeczkę to bym chciała – mówi pani do (raczej) wnuczka. – Ciekawe, ile ona kosztuje. Bym taką wzięła do sanatorium. Nie musiałabym nosić, bym sobie jeździła.
Uśmiechamy się do siebie pod nosami.
– Ciekawe, ile ona kosztuje… – podejmuje pani. – Popatrz, popatrz, ile ma kieszonek. – I wyciąga rękę, by zobaczyć suwaki.
– Weeeź, zostaw. – Ożywia się (raczej) wnuczek.
– Ciekawe, ile ona kosztuje… Może bym sobie taką kupiła.
– Nie wiem – mówi w końcu JF. – Dostałam ją w prezencie.
– Widziałem taką mniej więcej za 50 złotych.
– O, naprawdę? To ja sobie kupię. Zabiorę do sanatorium. Będę sobie jeździła.