Naprawdę, choć nie bardzo to rozumiem. Kiedy oglądałam dzisiaj zdjęcia salcesonu w internecie, parę razy zrobiło mi się niedobrze. Przy okazji odkryłam, że istnieje ciasto imitujące ten wyrób podrobowy (tak, wyrób podrobowy, za wikipedią).
mamrot
16.07.2012 | 8:42
Skąd taki pomysł? Zawsze myślałam, że księża na plebanii jedzą szyneczkę z tluszczykiem i zagryzają rzodkieweczką, a do tego chlebuś z masełkiem. A ten salceson i stuła, czy nie zostaniesz posadzona o obrazę uczuć religijnych! A salceson bywa smaczny – byle by nie miał skórek ze szczeciną (fujcia!).
A pomysł z obserwacji, widziałam kiedyś księży, którzy jedli. Może to zależy od regionu albo czy ksiądz wiejski, czy miejski? Uczuć religijnych nie chcę obrażać, gdzieżbym!
A salceson oceniam po wyglądzie, że wstrętny, i nie mów, że „skąd wiesz, nawet nie spróbowałaś” – to po prostu widać.
mamrot
16.07.2012 | 2:40
Trzeba by w Google wpisać „Co ksiądz jada?”, może okaże się, że jeszcze coś paskudniejszego. Chyba u Prousta był opis, jak główny bohater je cynaderki, w których pozostał jeszcze lekki posmak moczu.
„Skórki ze szczecinką” przypomniały mi, że ostatnio przyśniła mi się dzielnica Wwy, która wcześniej mi się nie śniła, bardzo oldskulowa, w której trafiłam na sklep mięsny czy raczej mięsne delikatesy. Sklep wyglądał przedwojennie i był nieprawdopodobnie dobrze zaopatrzony. Znalazłam w nim m.in. „kiełbasę z dziczka szczeciniastego” oraz „kiełbaskę z dzika goloną”. Tak było napisane na tabliczkach, serio. Ale nie miałam ochoty na wędliny, więc sklep zmienił się w nieprawdopodobnie dobrze zaopatrzoną cukiernię.
mamrot
17.07.2012 | 10:15
Dla intelygenta pomylić Prousta z Joyce’em – wstyd y hańba.
Był w rodzinie ksiądz prałat. Żył przed wojną. Kochał jeść. Miał takie powiedzonko: „Zające się przejadły, kuropatwy się przejadły, co tu zjeść, co tu zjeść?”
plu
22.07.2012 | 9:09
D. od Ręki zrobiła mi kiedyś psikus. Kazała zamknąć oczy i otworzyć buzię (tak, tak, zrobiłem to). Z widelca wsadziła mi coś do ust. Kawałek mięsa w sosie chrzanowym.
– Dobre? – pyta.
– Nie wiem, zależy co to jest.
– Ozorek. Widzisz? Dobry. A mówiłeś, że niedobry.
mamrot
23.07.2012 | 10:23
Toż to niemal gwałt na nieświadomym!
Dawno temu moja Mama była na konferencji w Pekinie. Poszli na obiad do restauracji. Kolega Mamy powiedział, że złoży zamówienie, bo wie co tu jest najlepsze. Po chwili kelner przyniósł dwa talerze pełne malutkich podłużnych kluseczek w kolorze beżowym polanych zielonkawym sosem. Mamie bardzo smakowały. – Pyszne byly te kluseczki – powiedziała do kolegi. Ten zaczął chichotać. – To były pędraki! A Mama jest strasznie „obrzydliwa”
16.07.2012 | 8:42
Skąd taki pomysł? Zawsze myślałam, że księża na plebanii jedzą szyneczkę z tluszczykiem i zagryzają rzodkieweczką, a do tego chlebuś z masełkiem. A ten salceson i stuła, czy nie zostaniesz posadzona o obrazę uczuć religijnych! A salceson bywa smaczny – byle by nie miał skórek ze szczeciną (fujcia!).
16.07.2012 | 12:17
Wyszukałam najohydniejszy salceson w całym internecie, ale musiałam posklejać, bo było tylko ćwierć (http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Salceson_czarny.jpg&filetimestamp=20080816091840). W powiększeniu trochę widać szwy, ale wyszłam z założenia, że salceson jest z definicji niechlujny.
A pomysł z obserwacji, widziałam kiedyś księży, którzy jedli. Może to zależy od regionu albo czy ksiądz wiejski, czy miejski? Uczuć religijnych nie chcę obrażać, gdzieżbym!
A salceson oceniam po wyglądzie, że wstrętny, i nie mów, że „skąd wiesz, nawet nie spróbowałaś” – to po prostu widać.
16.07.2012 | 2:40
Trzeba by w Google wpisać „Co ksiądz jada?”, może okaże się, że jeszcze coś paskudniejszego. Chyba u Prousta był opis, jak główny bohater je cynaderki, w których pozostał jeszcze lekki posmak moczu.
16.07.2012 | 3:07
Sprawdzę!
A te cynaderki to raczej bardziej w Ulissesie. U Prousta toby ich główny bohater nie jadł, tylko wąchał i coś sobie przypominał ;-)
16.07.2012 | 10:24
Wyszło Ci fenomenalnie obrzydliwie:]
„Skórki ze szczecinką” przypomniały mi, że ostatnio przyśniła mi się dzielnica Wwy, która wcześniej mi się nie śniła, bardzo oldskulowa, w której trafiłam na sklep mięsny czy raczej mięsne delikatesy. Sklep wyglądał przedwojennie i był nieprawdopodobnie dobrze zaopatrzony. Znalazłam w nim m.in. „kiełbasę z dziczka szczeciniastego” oraz „kiełbaskę z dzika goloną”. Tak było napisane na tabliczkach, serio. Ale nie miałam ochoty na wędliny, więc sklep zmienił się w nieprawdopodobnie dobrze zaopatrzoną cukiernię.
17.07.2012 | 10:15
Dla intelygenta pomylić Prousta z Joyce’em – wstyd y hańba.
Był w rodzinie ksiądz prałat. Żył przed wojną. Kochał jeść. Miał takie powiedzonko: „Zające się przejadły, kuropatwy się przejadły, co tu zjeść, co tu zjeść?”
22.07.2012 | 9:09
D. od Ręki zrobiła mi kiedyś psikus. Kazała zamknąć oczy i otworzyć buzię (tak, tak, zrobiłem to). Z widelca wsadziła mi coś do ust. Kawałek mięsa w sosie chrzanowym.
– Dobre? – pyta.
– Nie wiem, zależy co to jest.
– Ozorek. Widzisz? Dobry. A mówiłeś, że niedobry.
23.07.2012 | 10:23
Toż to niemal gwałt na nieświadomym!
Dawno temu moja Mama była na konferencji w Pekinie. Poszli na obiad do restauracji. Kolega Mamy powiedział, że złoży zamówienie, bo wie co tu jest najlepsze. Po chwili kelner przyniósł dwa talerze pełne malutkich podłużnych kluseczek w kolorze beżowym polanych zielonkawym sosem. Mamie bardzo smakowały. – Pyszne byly te kluseczki – powiedziała do kolegi. Ten zaczął chichotać. – To były pędraki! A Mama jest strasznie „obrzydliwa”