…albo jeszcze miałem taką wizję – powiedział w sobotę rano Adam – że umiem się porozumiewać ze zwierzętami, jak Batman, i przywołuję wilki, puchacze i nietoperze… Albo że jestem Więcejniżbreivikiem i idę tam do nich z karabinem, i… A wiesz, jak spałaś, to na namiocie przysiadł ptaszek… I jeszcze taką rozmowę słyszałem – Chłopiec pyta: Tata, a gdzie oni są, te namioty? – Poszli w góry. – Namioty?!
Potem pekaes do Komańczy. Wchodzi dwóch chłopaków z grzybami i kobieta z wielkim garnkiem. Podzwania garnkiem, podzwania sprzączkami i mówi: Nie ma grzyba w tym roku; się zobaczy, w jesieni co będzie. W Nowym Łupkowie, gdzie koło przystanku jest drogowskaz na koniec świata, obserwuję przez szybę człowieka z siatką z Delikatesów Centrum. Pali, już prawie filtr i długie pożółkłe paznokcie. Wsiada, uderza głową w lusterko wsteczne, krzywię się empatycznie, kierowca puszcza do mnie oko.
W Komańczy sprawdzamy rozkład jazdy, do Moszczańca w niedziele i święta pekaes za kilka godzin. Na obiad idziemy, na zakupy, do bankomatu, na ławeczkę w Kompleksie Rekreacyjnym w Komańczy, zakaz przebywania po zmroku, fontanna, Matka Boska Niewidoczna. Potem na przystanek, jakaś pani z głębokim dekoltem głęboko się pochyla (U mnie w podstawówce mówiło się w takich sytuacjach „darmowe kino”, mówi Adam), pekaes nie nadjeżdża, dociera do nas, że daliśmy się zwieść elipsie kwantyfikacyjnej, idziemy łapać stopa.
Łapiemy sympatyczne małżeństwo koło pięćdziesiątki. Pani opowiada o niedźwiedziach. Że jest ich ostatnio coraz więcej, wilków zresztą też, że w samym Beskidzie Niskim niedźwiedzi jest już podobno około sto trzydzieści, że w tej i w tamtej okolicy zwłaszcza, i że pytała wczoraj leśniczego, co należy robić, jak się trafi na niedźwiedzia. No właśnie, co? Odpowiedział mi w sposób, który mnie trochę zeźlił… „Proszę pani, jak się pani boi niedźwiedzia, to niech pani nie chodzi do lasu”.
[zdjęcia]
19.09.2012 | 7:41
– Ale w końcu udzielił jakiejś rady? Nie wiem: krzyczeć, uciekać, nie uciekać, cokolwiek? – zapytałem.
– O, Moszczaniec! – odpowiedziała. – Tu państwo chcieli.
– Tak, tu, dziękujemy.
– Nasz syn śpiewał. Szedł wieczorem przez las i śpiewał. Jak mu się piosenki skończyły, zaczął od nowa.
19.09.2012 | 9:54
I tu się ładnie wpasuje druga część historii o wilkach i dziewczynie. Tej stąd: http://pan-tu-wysiada.blogspot.com/2012/08/mode-wilki.html
Następnego dnia pod wieczór wybrała się do Jaślisk, do piekarni, a może do kościoła, nie pamiętam. Długo nie wracała, zaczynaliśmy się martwić, bo nikt nie wiedział czy zna te góry i te drogi. Koło północy ktoś rzucił hasło, że trzeba by jej poszukać. Droga nie taka daleka, maksymalnie dwie godziny marszu w jedną stronę, powinna już wrócić. Kto pójdzie? Nikt jej aż tak dobrze nie znał, chyba nikt też nie polubił. Radek idzie. Ja też pójdę. Znam okolicę tak, że mogę przy pełnym zachmurzeniu bez latarki. Szliśmy powoli, rozmawialiśmy. Było wilgotno, zimno, mgławo. W pewnym momencie na Biskupim Łanie zobaczyliśmy mały płomyk. Zapałka? Zapalniczka? I skulony kształt. To była ona. Próbowała przy pomocy żółtego sztormiaka rozpalić ognisko, bo bała się tych wilków, co jej dzień wcześniej pokazałam, że wyją.
20.09.2012 | 10:26
Kiedy dawno temu szło się na Połoninę Wetlińską mijało się owce. Kilka stad na łąkach po obu stronach szosy. Pilnowały ich owczarki. P. mówil, że te psy są bardzo grożne, nienawidzą ludzi z plecakami i gotowe są ich rozszarpać. Bardzo się bałam. Kiedy przechodziliśmy koło pierwszego ze stad, dostrzegłam owczarka. Ujadając biegł prosto na nas. Z trwogą myślalam, czy najpierw zatopi kly w moich łydkach, czy też obali na ziemię i przegryzie gardło. Zamknęłam oczy, przestałam oddychać. Nagle poczułam mokry dotyk na ręce. Owczarek lizal mnie po dłoni i merdał ogonem.