Z parady urwaliśmy się przy Świętokrzyskiej, bo jednak upał; Adam, Aerte i ja. Adam chciał schować do torby tęczową chorągiewkę, którą wetknęłam sobie w turban, ale mu nie dałam. Miasto było nasze, policjanci się uśmiechali, z przeciwników widziałam tylko jednego starszego pana i niewielką grupkę, która stała na placu Konstytucji z transparentami STOP PEDOFILII („Kolejny bezczelny atak na Kościół”, powiedział Mikołaj). No i pod rotundą byli, za gęstym kordonem policji, coś krzyczeli, skakali, ale nie próbowali się do nas przedrzeć i niczym nie rzucali.
Poszliśmy do sklepu po piwo – kupiliśmy też pomidory, które potem się okazały spleśniałe, ale to już nad Wisłą – i na Świętokrzyską, żeby chwilę pogadać z Olą, dziewczyną Aerte.

I stoimy, gadamy, aż tu nagle za plecami słyszę porykiwania. Oglądam się i widzę, że od strony rotundy idzie czterech czy trzech, w czarnych koszulkach z wielkim białym orłem.
– Y! Co wy odpierdalacie? – pyta jeden.
– Z czym? – pyta Aerte.
– Y! Z tymi marszami! – mówi drugi.
– A co wy odpierdalacie? – odpowiada pytaniem Aerte.
Ja nic nie mówię, patrzę na nich, oceniam sytuację. Nic nam nie zrobią, myślę. Pełno policji na mieście, nie zaryzykują.
– Y! My? – mówi w końcu ten drugi i obiema dłońmi wskazuje orła na swojej koszulce. – My jesteśmy patriotami.
Przechodzą obok i idą dalej. Ola wkurzona.
– My też jesteśmy patriotami! – krzyczy za nimi. A potem mówi do nas: – To musi być jakieś upośledzenie. Taki poziom nienawiści jest nienormalny. – A później znowu krzyczy do tamtych, głośno: – Co?! Pewnie nie staje?!
A ja się nie boję, prawie nigdy się nie boję, bo nie lubię się bać, ale czuję, jak pod paskiem od torby z aparatem bije moje serce.
Tamci się oglądają i ten pierwszy namyśla się, namyśla i mówi:
– Z tobą to się nie opłaca!
– Zapraszam! – krzyczy za nim Ola. – Zapraszam!
Ten trzeci albo ten drugi kawałek się cofa i pluje nam pod nogi, ale z pewnej odległości. Potem odchodzą.