„Nie nazywam się Freda, mam inne imię, którego nikt teraz nie używa, ponieważ jest zakazane. Mówię sobie, że to nie ma znaczenia, że imię jest jak numer telefonu, przydatne tylko dla innych, ale to nieprawda, imię jest ważne”*.
O co chodzi z tymi imionami, można zrozumieć dość szybko. Kiedy zrozumiałam, na chwilę podniosłam wzrok znad kindla. Ja pierdolę – pomyślałam, patrząc przez okno pociągu, bo jechaliśmy akurat do rodziców Adama – jakie to upokarzające. Zabierają ci imię i w zamian nie dają nawet numeru. Dostajesz nazwę, która znaczy tyle co „własność Freda”.
A zaraz potem pomyślałam, że przecież.
*
Asia, żona mojego brata, ma podwójne nazwisko. Swoje, dywiz, męża. Często się zdarza, że ludzie nazywają ją tylko tym drugim. Może dlatego, że to pierwsze jest dość trudne, a to drugie dość rozpoznawalne. A może dlatego, że przeważnie drugi człon podwójnego nazwiska to nazwisko po mężu (może, bo nie wiem, czy tak jest).
Raz takiego skrótu dokonała pani na poczcie, wypełniając jakiś formularz. Kiedy Asia zwróciła jej uwagę, usłyszała dobroduszne: „Pff, proszę pani, komu by się chciało tyle pisać. Niech się pani przyzwyczai”.
*
Kiedy wzięliśmy ślub, zostaliśmy każde przy swoim nazwisku. (Zdecydowaliśmy też, że nasze dzieci będą miały nazwisko podwójne: moje, dywiz, Adama, I―cz-Plu. Dzieci nie planujemy, ale koty wyglądają na zadowolone). Po ślubie nie zmienialiśmy dokumentów, adresów mejlowych, nazw kont na fejsie, a krewnych i znajomych na wszelki wypadek poinformowaliśmy, że nie zmieniliśmy nazwisk.
A jednak, choć minęło już parę lat i można by pomyśleć, że wszyscy się przyzwyczaili, od czasu do czasu tej lub owemu zdarzy się nazwać nas zbiorczo nazwiskiem Adama. Plu―owie to, Plu―owie tamto, koty Plu―ów.
Kiedy się ich poprawi, niektórzy reflektują się i przestają. Ale inni reagują chichotem albo machnięciem ręki. Albo mówią „Ale bo Plu to takie ładne nazwisko, takie pluszowe, mogę?” (Aniu, nie, jednak nie) albo „No wiem, ja tylko tak skrótowo”. Są też tacy, co nazywają nas Plu―ami nawet wtedy, kiedy już zwróciło się im uwagę. I w większości są to osoby naprawdę fajne i miłe. Ludzie, których lubimy, cenimy, uważamy za otwartych i tak dalej.
A jednak nie szanują mojej decyzji w nie tak błahej przecież sprawie.
*
Cieszę się, że Adam jest moim mężem. Jego nazwisko bardzo mi się podoba, zresztą zwykle właśnie po nazwisku do niego mówię.
Ale ja nie nazywam się Plu.
_
* W oryginale: My name isn’t Offred, I have another name, which nobody uses now because it’s forbidden. I tell myself it doesn’t matter, your name is like your telephone number, useful only to others; but what I tell myself is wrong, it does matter.
W znajdującym się na końcu książki komentarzu można przeczytać: „Nasza autorka musiała być jedną z wielu ofiar [tego reżimu] i należy ją widzieć w szerokim kontekście historycznym. Cóż więcej o niej wiemy, poza znajomością jej wieku, pewnej charakterystyki fizycznej, która zresztą mogłaby się odnosić do każdego, i miejsca zamieszkania? Niewiele. […] Nie uważała za stosowne podać nam swego prawdziwego imienia, ale rzeczywiście wszelkie oficjalne dokumenty musiałyby i tak zostać zniszczone z chwilą jej znalezienia się w Centrum Reedukacyjnym Racheli i Lei. Takie imiona, jak „Freda”, „Glena” czy „Warrena” nie wyjaśniają niczego – stanowią jedynie drugi przypadek imienia mężczyzny, do którego dziewczyna w danym momencie należała. Podręczne przybierały te imiona w chwili znalezienia się w domu swego Komendanta i porzucały z chwilą opuszczenia tego domu”.
(Margaret Atwood, Opowieść podręcznej, oba fragmenty w przekładzie Zofii Uhrynowskiej-Hanasz)
29.10.2017 | 8:36
Kotka koleżanki nosiła imię Freda. Nie była własnością żadnego Freda, była za to najbardziej nieznośnym i nieprzewidywalnym kotem, jakiego znałam, a od momentu, kiedy tę kotkę poznałam, minęło sporo czasu. Może to przez imię, kto wie. Albo po prostu nie lubiła dzieci (bo to naprawdę było dawno).
Smutne to pozbawianie człowieka nazwiska, wbrew woli tegoż człowieka zwłaszcza.
30.10.2017 | 12:34
Może była nieznośna, bo miała trudne życie ;-)
30.10.2017 | 12:37
Dwie historie, które przypomniały mi się przy okazji:
1. Poznałam kiedyś faceta, który na wszystkie swoje dziewczyny/żony mówił Kaśka, niezależnie od tego, jak rzeczywiście miały na imię. Bo tak.
2. Moja mama pracowała kiedyś w firmie, w której były dwie Katarzyny, ale prezes zarządził, że jedna z nich ma się posługiwać swoim drugim imieniem, żeby mu się nie mieszało.
30.10.2017 | 9:37
System hiszpański bardzo mi się podoba. Każdy zostaje przy swoim, a dzieci dostają po obojgu rodzicach (od tego roku ojcowskie nie musi już być pierwsze). Mam wrażenie, że przez to więzy są jakieś silniejsze. Ludzie mówią sobie: „jesteśmy kuzynami, bo drugie nazwisko mojej matki jest takie samo jak twoje pierwsze”. Oczywiście niekoniecznie są, bo te nazwiska bardzo często się powtarzają. A u nas ta linia matrylinearna gdzieś się gubi, bo kobiety przyjmują nazwiska mężów i jeśli nie ma wspomnień lub więzi z męskimi członkami tamtej rodziny, to następuje jakaś obcość. Zapytałam kiedyś tatę, jak się nazywała z domu jego babcia, nie wiedział i już nie za bardzo ma kogo zapytać. A nie jest to na tyle ważne, by zaraz iść grzebać po archiwach. Tyle że coś się straciło, tak to czuję.
No i to wyrażenie „z domu”, jakby kobieta wychodziła i już całe życie się gdzieś tułała.
Okołotematyczna anegdotka. Za frankizmu nazwiska baskijskie zapisywano w formie hiszpańskiej, a baskijskie imiona były zakazane. Kirmen Uribe opisuje, jak jego matka poszła do urzędu zapisać go po urodzeniu (1970 rok) i urzędnik nie chciał przyjąć imienia Kirmen. Sugerował, żeby dodała Maria i będzie ok, ale ona nie chciała iść na żadne ustępstwa, bo jej syn miał się nazywać tak jak wybrała. Przez tydzień albo nawet nieco dłużej wracała codziennie, aż urzędnik wreszcie się ugiął. Kirmen do dzisiaj jest jej za tę niezłomność wdzięczny.
30.10.2017 | 9:37
Kirmen zostaö laureatem Literatura Sari Nazionala a cały świat i tak stwierdził, i ogłosił że otrzymał Premio Nacional de Literatura
Jakże przykre musi być w sytuacji językowej opresji otrzymywanie nagród literackich. o niechcianej nazwie Co w jakiś sposób łączy się z tematem notki
.
31.10.2017 | 9:43
Hmm, Telemachu, z tego, co się orientuję, to chodzi o ogólnohiszpańską nagrodę – jedną z najbardziej prestiżowych – którą przyznaje się za utwory we wszystkich oficjalnych językach państwa (2009 rok – prawda?). W takim wypadku obie nazwy są uprawnione.