języki obce i nie
języki obce i nie
Spotkanie autorskie z T miało miejsce w dawnej Cafe S, obok dużej żółtej tablicy z napisem „Od dnia tego a tego zamknięta ul. S dla ruchu pieszego”. Nie wytrzymaliśmy długo. Żona Agi, Ola, była rozczarowana, że nie ma rozmowy, Agę zraziło słowo dekonstrukcja na samym początku, Adam wymiękł przy powinnościach pisarza, a ja już przy dekonstrukcji głęboko się zdekoncentrowałam. Kiedy T stwierdziła, że nawet pies jest polityczny – pies z kulawą nogą, mruknął Adam – uznaliśmy, że jużeśmy się nasycili kulturą i sztuką, i poszliśmy do Cafe A.
Usiedliśmy w dawnej części dla niepalących, przy lustrach na rogu, zamówiliśmy piwo, postawiliśmy Adze drinka, nie wyjaśniając za co, i tak długo snuliśmy heroiczne opowieści o wypadkach rowerowych, siniakach i błędach młodości, aż Ola zrobiła Adze scenę wyjścia. Wybiegłyśmy za nią na deszcz i namawiałyśmy do powrotu, ale nie chciała.
Potem przyszedł siwiejący mężczyzna w okularach i zapytał:
– Jak oceniacie to piwo w skali od jeden do pięciu?
– Osiem i pół – odpowiedział Adam.
Kiedy Aga, zapytana raz, drugi i trzeci, burknęła wreszcie, że trzy i pół, mężczyzna oznajmił, że idzie przekazać właścicielowi wyniki ankiety, i zniknął na zapleczu. Minęła mniej więcej godzina, pojawił się znowu. Usiadł.
– Jak się nazywacie?
Powiedzieliśmy. Powtórzył.
– A pan?
– Tomasz. Czym się zajmujecie?
– Książkami.
– Znalazłem w życiu dwie książki. Zbrodnię i karę i kryminalistykę…
– A czym pan się zajmuje, oprócz przeprowadzania ankiet w knajpach?
– Ogrodem. Czy pozwolicie, że zjem ciastko w waszym towarzystwie?
Pozwoliliśmy.
– Gdyby mnie ktoś zapytał – powiedziałam, przyglądając się, jak pod naciskiem widelczyka z wuzetki pana Tomka odskakuje wierzchnia warstwa czekolady – jak wygląda człowiek, który je pretekst, pokazałabym mu pana.
– A poza ogrodnictwem i jedzeniem pretekstów – zapytał Adam – czym się pan w życiu zajmuje?
– Nieruchomościami.
– Różnościami? – ucieszyłam się. – O, zostały panu już tylko okruchy.
– Okruchy pretekstu – roześmiała się Aga.
Pan Tomek zamówił herbatę, zamieszał, nie wyjął torebki i zwrócił się do Agi:
– Dasz mi swój numer telefonu?
– Nie ma mowy – odpowiedział Adam.
– Dlaczego mówisz za koleżankę?
– Bo jestem jej głosem rozsądku.
– A ja sumieniem – wtrąciłam.
– Ale może koleżanka sama się wypowie?
– Nie ma mowy – wypowiedziała się Aga i poszła do łazienki, gdzie przed chwilą zniknęła dziewczyna w szarej bluzie.
– Pan Tomek – powiedział Adam – miał niewysłowioną nadzieję.
języki obce i nie
Palcem zahaczam, nawet nie wiem kiedy. Wracam, żeby popeawić literówkę, i w środku słowa otwiera się czarna dziura.
Palcem zahaczam, nawet nie wiem kiedy. Wracam, żeby poprawić literówkę albo coś zmienisię czarna dziura.
języki obce i nie
Na manifę poszłam w końcu przebrana za siebie, tyle że bez torby, z kluczem na szyi i pieniędzmi w kieszeni. Po sobotnich baletach z Momo i Radeczkiem przyjemnie odklejona od rzeczywistości, pogodna, choć niezbyt przytomna i wciąż się przejęzyczająca (na wstępie obiecałam S, że kiedyś narysuję jego autoportret). Zapomniałam chusteczek, S dał mi jedną.
Po manifie wpadłam do S na kawę. W kuchni mówiliśmy o Lacanie i siorbaniu, w pokoju o Charpentierze, Orfeuszu, Russellu, topologii i paradoksach eleatów. Chusteczkę, z której w międzyczasie zrobił się niezły bałwanek, położyłam na stole koło swojego kubka, żeby mieć pod ręką, ale S od razu wyrzucił ją do kosza.
Zbierając się do wyjścia, rzuciłam coś o cipustce. Że coś masz, coś robisz, a potem zostaje ci pustka. S – kolekcjoner słów śmieci, jak ja – natychmiast podchwycił.
– Cipustka… To jak pustka po kochanku, brak kochanka, nie?
Zatrzymałam się w drodze do przedpokoju i spojrzałam na S z namysłem.
– Hm. Czy ja wiem…
A potem poszło. Tak czasem bywa, że człowiek na kacu jest bardziej niż zwykle wymowny; zdania wychodzą okrąglejsze, gładziej utoczone, wywody bardziej eleganckie, puenty mocniejsze, a pytania takie retoryczne, że można by tłumy porywać. Więc poszło. Stałam w przedpokoju, wiązałam buty, kurtkę zakładałam – i głosiłam, przemawiałam i zaprawdę zapytywałam.
Że czy słusznie dajemy sobie do głów ładować, że pustka, że samotność, już nie tylko w miłosnym kontekście, ale w ogóle, że otóż iż że samotność i pustka są złe? Że czy nie za łatwo wierzymy w tę miłość, co nam się ją zewsząd podaje, jako niezbędną do spełnienia-człowieczeństwa-szczęścia? Że ta miłość to dopiero od niedawna tak wygląda, jak nam ją wpychają, i w ogóle cała niedawno jest wymyślona, że co to jest w ogóle za reklama, dogmat i paradygmat, tfu? Że może nam się wmawia potrzeby, bez których byłoby nam lepiej, bo których na przykład może wcale zaspokoić się nie da?
No, tak, co prawda, przerwałam sobie, sięgając po szalik, tak, mógłby ktoś powiedzieć, że epikureizm, że nawet stoicyzm, to filozofia rezygnacji. Ale! Zakończyłam dobitnie, zapinając swoją kusą kurteczkę, będącą w gruncie rzeczy górną częścią kombinezonu narciarskiego.
– Ale masz kibić – powiedział S.
– Prawda? – ucieszyłam się. – To idę. Dasz mi chusteczkę? Bo tę, co miałam przez całą manifę, wyrzuciłeś do kocha.
języki obce i nie
gdy noc bezdenna ukwiazdy obrzmiałe
w dotkliwym ogrodzie mękała
na obłąganku stygnącym porankiem
krukaczka złowistna siedziała
zaś w cieniu trującji nad brzegiem znałuży
patatak na gęślum przygrywał
tam gdzie ślinabab rósł tkliwy choć duży
i słodkie żale wspomijał
analie kwitły mentale wzrastało
rozskosznie pachniały zestudnie
i prawdzinóżką się niby sięgało
i zełka się szkliły przecudnie
kocica w miauczce mknie w gorącz ścierwiska
sobotwór odprawia niewpory
kot niewiedzialny pięść w dziesięść zaciska
by fichtać gęsienic otwory
i mylślą złuchają i paczą na Pana
lecz sens im i prawda umyska
bo tautologia jak bańka mydlana
kulista jest pusta i śliska
języki obce i nie
[Zainspirowane, choć raczej na zasadzie bardzo odległych skojarzeń i nie wiem, czy ten, który inspiracji dostarczył, będzie z tego zadowolony, notką telemacha o karpiu.
Kliknąwszy, można obejrzeć w większym rozmiarze (zalecane).]
języki obce i nie
języki obce i nie
2009, na zebraniu w pracy. Mysz, dorysowana na prośbę kolegi, jest organiczna i niepodzielna dlatego, że mała.
Sens tytułu można sobie w słowniku pod hasłem jak w tytule.
języki obce i nie
Darkroom.
Stąd jesteś?
Nie, czemu pytasz?
U znajomych się zatrzymałeś?
W hotelu, dwie ulice dalej.
To co?
Co?
Bo ja mam autobus o czwartej.
[opowiedziane przez Radeczka]
języki obce i nie
jak zacząć
dobry wieczór / dzień dobry
przepraszam
która godzina?
na randce
zjesz coś? / wypijesz?
masz ładne oczy
chodźmy do kina
seks
dotknij mnie tutaj / całuj mnie mocniej
przestań na chwilę
ja już skończyłam
miłość
lubię cię / kocham
dobrze mi z tobą
jestem szczęśliwa
rozstanie
lepiej już pójdę / wezmę taksówkę
zadzwonię jutro
będę tęskniła
[Zainspirowane autentycznymi rozmówkami, rozdział Romance, tytuły kolejnych części za oryginałem, treść z grubsza też.]
języki obce i nie
Alek, mój trzyletni brat cioteczny, pokazuje mi swoje samochodziki.
– Ile ich jest? – pytam.
– Osiemdzieści.
– Osiemdzieści – wyjaśnia Paweł, ojciec Alka – oznacza bardzo dużo. Najwięcej.