Od wielu tygodni prawie co noc śni mi się stary dom w P-nie, choć już go nawet nie ma.
Na przykład.

Kiedy ojciec umarł, do P-na zjechała cała rodzina. Przyjechała też Locha, czyli matka mojej matki, tylko że to się nie zgadza, bo ona też już nie żyje, zmarła przed rokiem, więc na trawniku przed werandą naprędce kopiemy dla niej grób, kładziemy ją tam i zasypujemy ziemią, ale głowa wystaje, a Locha jęczy, utyskuje, marudzi:
­– Świnie, nie ludzie, jak mi niewygodnie w tym grobie, jak mi źle, umrę zaraz, już patrzę na księżą oborę…
I wierci się, i rozkopuje z tej ziemi jak dziecko z kołderki, więc mówię:
– Nie wierć się tak, bo nie umrzesz.