Albo taki.
Tym razem nie P-no, a Kraków, ale nie prawdziwy, tylko ten z moich snów*. Ojciec ma wrócić zza grobu, matka w stresie, jak przed jego przyjazdami z misji i z placówek. Biegnie na przystanek, bo mówił, że przyjedzie autobusem, ja idę za nią. Nagle zatrzymuje się koło mnie taksówka i wysiada z niej ojciec. Tak musiał wyglądać pod koniec – wychudzony, bez siły, splątany jakby trzeba mu było dać miodu.
Słania się, podtrzymuję go, żeby nie upadł. Patrzy na mnie mętnym wzrokiem.
– Kim jesteś? – pyta. – Ja cię nie znam.
Sprytne, myślę. Można uznać, że nie zapomniał, tylko jest wredny jak zwykle.
Idę z nim do matki, na przystanek, i zastanawiam się, czy mu wygarnąć, jakim był chujowym ojcem. Kiedy umarł, pogodziłam się z tym, że już nie będzie okazji, a tu nagle właśnie się taka nadarza. Ale nie, myślę, bez sensu, on nic nie pamięta, po co komuś tak słabemu opowiadać takie przykre rzeczy.
________________________
* W snach odwiedzam miejsca, które rzeczywiście istnieją, senne przeróbki prawdziwych miejsc i miejsca, które z tego, co mi wiadomo, istnieją tylko w moich snach (np. jeziora, w których umiem pływać, albo osiedle, które zimą jest zasypane tak głębokim śniegiem, że można w nim utknąć i umrzeć), ale regularnie się powtarzają, a ja je rozpoznaję. Sprawdzałam kiedyś, czy inni też tak mają, i znalazłam taką opowieść.
30.01.2022 | 3:45
Inni też tak mają!
„splątany jakby trzeba mu było dać miodu” – czy to jakiś Wasz rodzinny idiom?
30.01.2022 | 3:53
Chyba jeszcze nie :-) Ale mama opowiadała, że jak ojcu się mieszało (nazywa to splątaniem, bo chyba bardzo lubi to słowo), to dawała mu miód i to pomagało. I mówiła mu „Zjedz miodku, bo cię splącze”.
03.02.2022 | 12:34
No, no. Mi się też śnią miejsca! Każdy mój sen jest nimi wypełniony i to jest w tych snach najfajniejsze. I tak jak u Ciebie, te miejsca często są mi znane, ale sen je modyfikuje do jakichś monstrualnych rozmiarów. Domy i miasta się rozrastają, Warszawa rośnie jak Nowy Jork, a każdy dom ma milion detali i zakamarków (czasem nawet gargojle jak na tym wieżowcu w Ghost Busters). A potem ktoś mnie po tym krajobrazie goni i muszę uciekać. Sen bez architektury to sen stracony.
07.09.2022 | 9:26
Mnie się przez lata śniło miejsce położone w dolinie, gdzie mieszkałam w czymś pomiędzy pensjonatem a internatem, z mnóstwem ludzi. Nieustannie wychodziłam z tej doliny i nigdy nigdzie nie docierałam. To były przyjemne sny, pełne harmonii, jakbym była w przeznaczonym mi miejscu na ziemi. W końcu trafiłam w to miejsce w realu i spędziłam w nim intensywne 6 miesięcy. Od tamtej pory śni mi się coś podobnego, ale tym razem jestem nad brzegiem morza, które często wylewa, odcina budynek, wspina się po jego kamiennych schodach, tworzy wyspy, ale jest niegroźne, zwyczajne. Czasami mam wypłynąć stamtąd statkiem, ale chyba nigdy to mi się nie udało.