Byliśmy wczoraj nad morzem. Zaparkowałam samolot w porcie, potem szliśmy na piechotę, Adam, ja i mama z trzyletnim moim piętnastoletnim bratem w wózku. Przyleciały sowy syjamskie, zrośnięte. Miały kocie oczy, mlecznozielone i bardzo piękne, a na brzuchach pióra ze szmaragdów, a może z butelkowego szkła. Ta po prawej złapała dwie żmije i tak leciały z nimi nad nami. Potem sowa upuściła żmije, one się rozpełzły, i nawet się nie bałam, chociaż miałam sandały, a nie trampki jak wszyscy.
18.06.2012 | 1:02
Psychodeliczny. Podoba mi się, zwłaszcza, że ja w nim występuję.
18.06.2012 | 1:03
Opowieść godna obrazka!
18.06.2012 | 1:28
Wybaczcie, że komentarz pod komentarzem, ale tak mi się przypomniało coś. Sen był psychodeliczny, dlatego skomentuję też psychodeliczną opowieścią:
Po pierwsze, przypomniało mi się bo byłem natchniony moim ulubionym kawałkiem, ulubionego zespołu: http://vimeo.com/6853481
To było tak: kupiłem sobie zioło od znajomego. Kilka razy już od niego brałem i jak dotąd nic się nie działo, normalnie, przyjemnie. Tym razem trafił mi się skun. Jak wszyscy tutaj pewnie wiedzą, chodzi o chemiczną marihuanę. No i robię blanta, do połowy wywalam tytoń z papierosa, napycham wolne miejsce ziołem. Idę sobie ulubioną dróżką na tory i tam odpalam. Było tego cztery mocne zaciągnięcia. Już przy pierwszym czułem, że to nie jest zbyt dobrej jakości, ale paliłem dalej. Skosiło mnie momentalnie, miałem w uszach słuchawki i ten właśnie kawałek, Anesthetize. Akurat leciał moment: „The dust in my soul makes me feel weight in my legs.” Od razu mózg na to zareagował, jak tylko wszystko się zrobiło spowolnione. Nogi miałem jak z ołowiu, musiałem usiąść. I taki paraliż łapie. Całe ciało, właśnie przez znaczenie słowa anesthetize, znieczulenie, uśpienie. Nie było to przyjemne. Cudem wyciągnąłem się z bad tripa, żeby wpaść w kolejny. Wstaję i idę torami, kiedy jest mocniejszy moment w/w kawałka. Słyszę dziwny szum w głowie, odwracam się i (nie wiem czy to była halucynacja, czy tylko sobie to wyobraziłem, do teraz nie mogę się zorientować) widzę pociąg, który jedzie na mnie z zawrotną prędkością. (Moment w kawałku: „Only apathy from the pills in me, it’s all in me, all in you. Electricity, from the pills in me, it’s all in me, all in you. Only MTV, cold philosophy.” Krótko mówiąc, właśnie o drugach. W rytm muzyki pociąg roztacza spod kół dziwną, niebieską mgłę. I się tak cholernie przeraziłem, wzmocnione odczucie. Odwracam się i biegnę, w cholernym amoku, muzyka dudni w uszach. Otwieram oczy… i widzę wybuch bomby atomowej. Fala ognia zbliża się, niszcząc wszystko na swojej drodze. I tym razem wściekłość, że ktoś rozpieprza mi wszystko dookoła. Nie mogąc nic zrobić, rzucam się w ogień. Cuci mnie uderzenie o kamienie. I znowu „Only apathy from the pills in me (…)” Nie wyrabiam i zaczynam spieprzać. Nawet nie pamiętam dokąd pobiegłem, wszystko było takie spowolnione. O wiele bardziej niż po zwykłej trawie. zatrzymałem się na jakiejś łące, z samotnym drzewem pośrodku. Tylko, że… fioletowym. Z twarzą, która szeptała niezrozumiałe słowa po włosku. Siadam pod tym drzewem, zdejmuję kurtkę, kładę się na niej. („Water was so warm that day…”) I czuję się, jakbym był w ciepłej wodzie „tego dnia”. Który mijał tak powoli, a ja się kołysałem widząc trawę przed sobą. Wszystko pulsowało barwami, aż w pewnym momencie odleciałem na dobre. zamknąłem oczy i milion rzeczy w mózgu na sekundę, które sprawiały wrażenie jakby były prawdziwe.
Wiem, że to brzmi jakbym wziął jakąś Amfę, psylocybinę, albo LSD, ale to był tylko chemik. Najgorsze jest to, że mi się to baaardzo podobało, nawet te bad tripy. Do teraz mimo wszystko miło to wspominam. Wiem, głupie.
18.06.2012 | 1:58
Dzień dobry, Słowiku :-)
Próbuję słuchać tej piosenki, ale coś strasznie mi się tnie. Lubię Porcupine Tree.
Chemik iz no gud, Iwasz kiedyś po skunie zaczął tracić przytomność w szkolnym kiblu, a ja miałam takie straszne lęki, że od tamtej pory nie odważyłam się zapalić. I żeby chociaż kolorowe jak Twoje, ale nie, żadnych halucynacji, sam strach.
Tory mam nadzieję te, po których pociąg tylko raz na dobę jeździ, ten co rodzice zawsze mówią „O… Wywożą….”, kiedy go słyszą?
I zdajesz sobie sprawę, że mama tu regularnie zagląda? ;-)
18.06.2012 | 2:04
Wie o tym od dawna. I te pociągi jeżdżą raz na trzy godziny. ;D Nie wiedziałem, że znasz Drzewo Jeżozwierza. Miłe zaskoczenie, bardzo dobry zespół. :)
18.06.2012 | 2:06
A, no to dobrze.
Raz na trzy godziny? Kurde, to nie chodź upalony po torach :-p
Znam, pewnie. Od Marcina :-)