Powietrze od świąt jest lepkie i ciepłe aż się muchy budzą. Na klatce czuć obiad sąsiadów, w cieniu po kątach pozory i kurz, rak snów się ukradkiem przerzuca na jawę.
Na balkonie po drugiej stronie kapitan naciąga sznur do bielizny, pali strzepuje chmury mielizny wymija blokiem, zmęczonym wzrokiem pruje smog. Za rogiem pół szyldu KUP ZŁO. Trzeszczy zimna ziemia, światła pękają na mrozie jak szkło, landrynki kaleczą język czerwone, żółte zielone chodź.
Wkrótce znów przyjdzie wiosna, roztopy psie kupy młodość niepokoje. Gwiazdy będą cykać mierzyć nocy tempo, wyrosną miłe liście i zrobią powietrze, i bzy zakwitną i wszystkie będą moje. I pójdą do komunii dziewczynki w sukniach balowych, po płytach chodnikowych dźwięczących jak dzwony, o panie do obry jak sklep, oto dziś dzień pochwalony.
Pst, kapitan strzela petem, żar leci, bóg zapłać, uciekajcie dzieci. Dopaliło się.
20.02.2017 | 9:59
wiedziałem, kiedy wrócić. lepsze niż solą i chlebem, choć akurat od tego to lepsze wszystko.
20.02.2017 | 10:10
Dobry wieczór :-)
22.02.2017 | 9:13
„Wyrosną miłe liście i zrobią powietrze” – o tak.
22.02.2017 | 10:29
„i bzy zakwitną i wszystkie będą moje” – dziękuję!
24.02.2017 | 9:38
iingrid: Tak :-)
mibu: <3