Opowiedziane przez młodszą z moich młodszych sióstr, która była obserwatorką OBWE podczas zeszłorocznych wyborów prezydenckich na Białorusi.
Wieś X w rejonie dubrowieńskim, lokal wyborczy w pokołchozowym budynku przerobionym na dom kultury. Członkowie komisji, troje obserwatorów, poza tym pusto. Wchodzi mężczyzna po sześćdziesiątce, sam. Pokazuje paszport, podpisuje się na liście, bierze kartę do głosowania.
Przez jakiś czas stoi bezradnie na środku pomieszczenia i wpatruje się w kartę. Wreszcie mówi, że nie widzi. Niedługo będzie miał operację oczu.
– Chcę głosować na Łukaszenkę. Gdzie tu jest Łukaszenka?
Komisja nie może mu pokazać. Mógłby tylko inny głosujący, ale nikogo nie ma. Kobieta z komisji na chwilę wychodzi, przynosi jakieś okulary. Okulary nie pomagają.
Mężczyzna nie zaznacza żadnego nazwiska i wrzuca kartę do urny.
13.04.2011 | 9:52
tak było. a konsternacja w lokalu wyborczym była niemała. w towarzystwie obserwatorów międzynarodowych komisja zdobyła się tylko na nerwowy śmiech. każde z nas mogło tylko patrzeć.
15.04.2011 | 1:41
To był o jeden głos na Łukaszenkę mniej. Sądzę jednak, że gdyby nie było obserwatorów, to któryś z członków komisji na pewno by mu pomógł… I po co ten durny Łukaszanka fałszowal wybory, skoro i tak by je wygrał…