Nie jest tego dużo, ale pamiętam, że jak próbowałam go dogonić, ojciec czasem się do mnie odwracał, kucał i szeroko rozstawiał ramiona, a ja biegłam i śmiałam się, kiedy w nie wpadałam; i pamiętam, jak na spacerze trzymali mnie z obu stron za ręce, a ja podwijałam nogi i frunęłam nad kałużami, póki nie powiedzieli, żebym przestała; i jak podbiegałyśmy do nich, kiedy się jeszcze przytulali, i łapałyśmy ich za kolana, aż tracili równowagę i pies zaczynał szczekać.
I w sumie też to, że jak mama kazała nam pilnować gotującego się mleka, to ze stoickim spokojem patrzyłyśmy na garnek i kiedy zaczynało kipieć, biegłyśmy do niej, krzycząc piskliwie „Ki-pi, ki-pi, ki-pi!” – bo to była taka nasza zemsta.