Ojej, kiedyś inaczej mi się kojarzyło, ale nie pomnę… Coś z tym rodzaju, że krzyk jest w głowie, no ale przez to tak duże oko. Parę dni temu [znaczy się, tuż po *aminie ;-] myślałem sporo o Katastrofie. To sprawka O. który odnalazł gdzieś Przepowiednię; żeby nie było, niebylejaką, z całym kontekstem … metodologia całkiem porządna, a założenia parapsychiczne… Cóż, wolnoć Tomku, zresztą to mało dziwów na świecie? Dzień wcześniej koty Plu jako żywo, śledziły Obiekt w pustej przestrzeni. Ach, lekkomyślność, dzika fantazja… Coś mnie skusiło, że może przecież Fizyka Kwantowa, to nic że nie mam o tym pojęcia, najwyżej na poziomie SF. Po paru godzinach strasznie bolała mnie głowa, a świat mi wydał się jeszcze trudniejszy, i nijak wyjścia, no bo są przecież splątania kwantowe, z nielokalnością, i inne jeszcze dziwniejsze rzeczy. I co tu zrobić, na szczęście sen, z początku fajnie, leciałem pośród funkcji falowych, świat się zakrzywił, zapętlił, lecz choć przez chwilę było to jasne. Prawie jak słońce [scena następna] … ale dlaczego jest takie duże? To chyba już, jezu, trzeba uciekać, bo nas promieniowanie zabije* Biegniemy szybko z O. po schodach metra, już na peronie, jest pełno ludzi, lecz jakoś raźniej, O. ma kanapki, a nawet herbatę. No tylko ile trzeba tu siedzieć? I wtedy sufit zaczyna się ruszać…
* sen, trzeba przyznać, miał całkiem trafny fizycznie rendering, no i jak rzadko, po prostu się bałem. Nieurojona konkluzja tej historii zdaje mi się wszelako straszniejsza, więc nie napiszę.
10.01.2013 | 3:33
Ma usta zaszyte, żeby nie wyć z przerażenia i obłęd w oku.
10.01.2013 | 7:13
Trochę jak „Krzyk” Muncha, tylko że odwrotnie.
14.01.2013 | 8:21
Krzyk na wdechu.
23.01.2013 | 1:52
Ojej, kiedyś inaczej mi się kojarzyło, ale nie pomnę… Coś z tym rodzaju, że krzyk jest w głowie, no ale przez to tak duże oko. Parę dni temu [znaczy się, tuż po *aminie ;-] myślałem sporo o Katastrofie. To sprawka O. który odnalazł gdzieś Przepowiednię; żeby nie było, niebylejaką, z całym kontekstem … metodologia całkiem porządna, a założenia parapsychiczne… Cóż, wolnoć Tomku, zresztą to mało dziwów na świecie? Dzień wcześniej koty Plu jako żywo, śledziły Obiekt w pustej przestrzeni. Ach, lekkomyślność, dzika fantazja… Coś mnie skusiło, że może przecież Fizyka Kwantowa, to nic że nie mam o tym pojęcia, najwyżej na poziomie SF. Po paru godzinach strasznie bolała mnie głowa, a świat mi wydał się jeszcze trudniejszy, i nijak wyjścia, no bo są przecież splątania kwantowe, z nielokalnością, i inne jeszcze dziwniejsze rzeczy. I co tu zrobić, na szczęście sen, z początku fajnie, leciałem pośród funkcji falowych, świat się zakrzywił, zapętlił, lecz choć przez chwilę było to jasne. Prawie jak słońce [scena następna] … ale dlaczego jest takie duże? To chyba już, jezu, trzeba uciekać, bo nas promieniowanie zabije* Biegniemy szybko z O. po schodach metra, już na peronie, jest pełno ludzi, lecz jakoś raźniej, O. ma kanapki, a nawet herbatę. No tylko ile trzeba tu siedzieć? I wtedy sufit zaczyna się ruszać…
* sen, trzeba przyznać, miał całkiem trafny fizycznie rendering, no i jak rzadko, po prostu się bałem. Nieurojona konkluzja tej historii zdaje mi się wszelako straszniejsza, więc nie napiszę.