W p-skim kościele nawet latem było chłodno. W przedsionku pachniało kamieniem, panował półmrok. W słoneczne dni po wejściu na chwilę się ślepło. Kropielnicę wypełniała mętna zielonkawa woda. Rodzice zanurzali w niej palce i żegnali się. Ja robiłam to samo, tylko że lewą ręką, bo jestem leworęczna. Kiedy zwracali mi uwagę, mówiłam, że Bozi jest chyba wszystko jedno. Woda święcona dziwnie pachniała, nie lubiłam, kiedy ściekała mi po czole. Długo byłam przekonana, że tym właśnie różni się od zwykłej wody, że jest zielonkawa, mętna i dziwnie pachnie.