Pierwszy dzień szkoły przypomniał mi się dzięki Agt, a właściwie dzięki jej dwóm galeriom z obrazkami z lektur dziecięcych*. Jedna galeria nazywa się Kiedy byłam mała, chciałam…, a druga – Kiedy byłam mała, bałam się… Dla przykładu: Kiedy byłam mała, chciałam… żeby ktoś wysuszył mi stopy swoimi długimi włosami oraz Kiedy byłam mała, bałam się… sterty obciętych członków.
Dziś przypomniałam sobie zdjęcie z dzieciństwa. Widzę je dość dokładnie, chociaż pewnie już mocno zniekształcone przez pamięć. Szukałam go w sieci, ale nie znalazłam.
Kiedy byłam mała, bałam się zagłady.
Drugiego września rano mama podciągnęła mi rajstopy, wywlekła na zewnątrz gumkę, związała ją w pętelkę, pospiesznie mnie uczesała – musiałam z całej siły trzymać się kuchennego kredensu, bo robiła to zawsze bardzo niedelikatnie – i zaprowadziła do szkoły.
Miejsce już znałam; przed wakacjami chodziłam do szkolnej zerówki, gdzie w małej salce w piwnicy podobna do świnki Piggy pani Mariola uczyła nas literek, cyferek i kwadratów, kasztanowych ludzików, papierowych łańcuchów i mozaiki ze skorupek. Ale teraz miało być inaczej, już na poważnie, na piętrze, z zeszytami, lekcjami i dzwonkiem.
Posadzono mnie w pierwszej ławce, z jakimś chłopcem. Pani w niczym nie przypominała sympatycznej świnki. Szczupła, wysoka, w wielkich ciemnych okularach, z czarnymi włosami upiętymi w nieprawdopodobny kok wyglądała jak Rosjanka z ówczesnych amerykańskich filmów sensacyjnych. Przywitała się, przedstawiła i oznajmiła, że będzie naszą wychowawczynią, a następnie kazała nam wstać, powiedzieć „Dzień do bry pa ni”, usiąść i od tej pory zawsze tak reagować na jej „Dzień dobry”.
„Pierwszy września, który wczoraj świętowaliśmy – powiedziała pani, kiedyśmy usiedli – to nie tylko początek roku szkolnego, to także rocznica”. I zaczęła opowiadać o wojnie. Jak na nas Niemcy napadli, jak nas okupowali, jak do nas strzelali, jak robili łapanki, getto i oświęcim. A potem puściła po klasie album ze zdjęciami, na których to wszystko było pokazane.
Na tym zdjęciu, które przypomniałam sobie dziś rano, przeraźliwie chudy mężczyzna ubrany w coś, co wydało mi się wtedy podobne do piżamy dziadka, pcha taczki. Na taczkach leżą obcięte kończyny albo nagie ciała dzieci – tak splątane, że trudno stwierdzić. Taczki są przeładowane, więc te wszystkie ręce i nogi prawie się z nich wysypują. Jedna, lekko zgięta, zwisa na pierwszym planie.
24.03.2012 | 5:23
Karo-z-teraz i Karo-z-wtedy (którą znam z wczesnoszkolnego zdjęcia)! Współodczuwam z Tobą/z Wami:| U mnie w szkolnej czytelni co roku pojawiała się wystawka o łódzkim getcie oraz o Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt. Do dziś pamiętam niektóre zdjęcia (np. chłopca z wodą w kolanie) i opisy tortur.
Później było jeszcze gorzej – w VI k. zostałam harcerką drużyny „Mury” nazwanej tak na cześć drużyny harcerskiej z Ravensbruck. I kiedy chciałam poczytać o harcerkach z obozu, znalazłam w szkolnej bibliotece całą półkę książek o obozach. I przeczytałam ich stanowczo za dużo.
24.03.2012 | 5:26
A tak w ogóle, to bardzo wysmakowane opowiadanie Ci wyszło. Oddaje klimat szkoły z tamtych czasów – od razu wyobraziłam sobie dzieci w fartuszkach i te szorstkie zeszyty w szaroniebieskich okładkach.
Chyba na 1 września zrobię komiks o moim pierwszym dniu w szkole – bo ten dzień był wybitnie komiksowy. Dedlajn wyznaczyłam sobie odległy, ale przy moim tempie produkcyjnym jest chyba w sam raz..
24.03.2012 | 6:08
Dziękuję :-)
Może to straszenie wojną i Niemcami to była jakaś ogólna tendencja w ówczesnym polskim szkolnictwie?
Komiks o pierwszym dniu w szkole koniecznie!
No i galerie, galerie pokaż.
24.03.2012 | 9:27
Różni ludzie mają różne pomysły.
Jak to fajnie, że są różni ludzie.
Ale jak ludzie są różni, to inni tak nie myślą.
Czyli niedobrze.
To idę spać, tam paradoksy są zapominane.
24.03.2012 | 10:10
wspomnieniem jesieni fetyszysty http://karo.iwasz.pl/blog/?p=4332 wysmarkuję bez wstydu pierwszy dzień
25.03.2012 | 12:12
Czasem śnią mi się paradoksy. Budzę się potem zmęczona. Dzień dobry.
25.03.2012 | 7:14
w mojej zerówce była dziewczynka o nazwisku Niemiec. bawiliśmy się kiedyś w ogrodzie i jeden chłopczyk krzyknął do niej „Ty jesteś Niemiec, ja do ciebie strzelam” i puścił wyimaginowaną serię z karabinu.
Z pierwszej klasy pamiętam czytankę o małym Krzysiu, który przenosił pocztę w oblężonej Warszawie. było tam coś o zbombardowanej kamienicy i denerwującej się mamie.
pierwszego września, co roku, o ósmej rano wyły w moim mieście syreny.
w latach dziewięćdziesiątych już nie. zaczęli nas karmić innymi traumami.
25.03.2012 | 10:27
Kurczę, biedna dziewczynka…
Początek lat dziewięćdziesiątych zastał mnie jeszcze w podstawówce, i wtedy było jakoś bez traum. Chodziło się na bazarek, jeździło na wycieczki szkolne, pani tańczyła do disco polo. Strachy wróciły na etapie liceum, w drugiej połowie tej dekady. Pan od polskiego szczególnie szerzył. Że Ruscy i Komuniści.
Syren w moim dzieciństwie nie było, całe szczęście, bo nawet teraz to wycie przejmuje mnie grozą.
27.03.2012 | 4:53
tak – najpierw Niemcy, potem Ruscy i komuniści (Stan wojenny, dlaczego?), a potem poszłam na studia i sama zaczęłam się karmić traumami żydowskimi, wołyńskimi, śląskimi, hiszpańskimi i jakimi chcesz. [jeden stary morderca ukraińskich kobiet i dzieci z 1945 roku dzwonił do moich rodziców z życzeniami na każde święta].
czy okres słuchania disco polo też może być traumą?:)
28.03.2012 | 10:16
Miałam skomentować dwa dni temu, ale coś przeszkodziło. Ja też przypomniałam sobie mój pierwszy dzień szkoły – ponad 45 lat temu. Była pani Płatek – w niebieskim sweterku i z blond tapirem – wychowawczyni. Był Chłopczyk, który płakał i nie chciał siąść w ławce bez mamusi, i Dziewczynka, która z tego stresu się zsiusiała. O czym była przemowa Pani – zupełnie nie pamiętam.
I nie miałam warkoczyków – tylko fryzurę na pazia.
29.03.2012 | 8:55
@ iingid: To u mnie inaczej, bo po liceum miałam już dość traum i poszłam na studia, na których karmiłam się głównie abstrakcją – a rodzice chyba nie znają żadnych morderców (chociaż jeśli o ojca idzie, to nie jestem całkiem pewna). Okres disco polo (ale to nie ja słuchałam, słuchali ci, którzy zawsze zajmowali miejsca na końcu autokaru, kiedy wyjeżdżaliśmy na klasowe wycieczki) wspominam chyba najgorzej ze wszystkich, ale ze względu na traumy jak najbardziej prywatne. Trałemki.
@ mamrot: Haha, nie wspomniałam o warkoczykach, ale rzeczywiście, czesałaś mnie wtedy w warkoczyki.
Chłopczyk, który płakał :-(
31.03.2012 | 3:27
Podobny temat na czyimś blogu http://zwyklezycie.blogspot.com/2012/03/gumowe-ucho_20.html